Jesteś na: Publikacje » Artykuły » Dobre praktyki w komercjalizacji » Dobre praktyki w komercjalizacji wiedzy

Dobre praktyki w komercjalizacji

Krystian Gurba *

Poznanie od strony teoretycznej podstawowych formy komercjalizacji wyników badań to niezbędny wstęp do własnych działań. Najważniejsze informacje na ten temat zostały zawarte w artykułach pt. „Nauka i biznes: co każdy badacz wiedzieć powinien?” oraz „Z laboratoriów uczelni do codziennego życia: sposoby komercjalizacji wyników badań”. Najlepszą nauką są jednak prawdziwe historie długiej drogi do wdrożenia. Zwracają uwagę na ewentualne błędy i pozwalają ich uniknąć.

Sprzedać, jak to łatwo powiedzieć…

Jednym z najnowszych polskich przykładów sprzedaży rozwiązań, które narodziły się w uczelni jest historia z Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zespół pod kierunkiem dr Sebastiana Polaka opracował wieloelementową technologię, której trzon stanowi aplikacja komputerowa, umożliwiająca symulację wpływu leków na komórki mięśnia sercowego człowieka. Dzięki temu możliwe jest prowadzenie „wirtualnych”, a więc znacznie tańszych badań klinicznych. Dr Polak już od pewnego czasu współpracował z brytyjską spółką Simcyp, będącą w zasadzie jedynym przedsiębiorstwem, które jest w stanie wprowadzić technologię do użycia. Kupiec był już zatem zidentyfikowany. Kluczowe było jedynie sformalizowanie kontaktu i wynegocjowanie korzystnych dla twórcy i uczelni warunków, a następnie przygotowanie umowy i doprowadzenie do jej podpisania. Zajęło się tym centrum transferu technologii. Technologia pod nazwą ToxComp została sprzedana, ale zgodnie z kontraktem polscy naukowcy przez najbliższe dwa lata będą pracowali nad jej dalszym udoskonaleniem na zamówienie i za środki firmy. Wartość umowy sprzedaży oraz dalszych badań to około półtora miliona złotych.

To o tyle wyjątkowy przykład, że dotyczył wyników badań chronionych prawem autorskim. W przypadku takich transakcji, w umowie powinny zostać określone tzw. pola eksploatacji, czyli sposoby korzystania z danego dzieła. Są to przede wszystkim: kopiowanie, wprowadzanie do obrotu i publiczne udostępnianie. Trzeba też pamiętać, iż sprzedać lub udostępnić możemy jedynie autorskie prawa majątkowe, natomiast prawa osobiste, takie autorstwo dzieła, prawo do oznaczenia go swoim nazwiskiem i do zachowania integralności dzieła, zawsze pozostaje po stronie nie tyle uczelni, co twórcy.

Śledząc opisany wyżej przykład można dokładnie przeanalizować cały złożony proces sprzedaży technologii. Najpierw należy znaleźć kupca, co jest jedną z podstawowych funkcji centrów transferu technologii działających przy uczelniach. Każdy naukowiec może jednak również korzystać z własnych kontaktów i z praktyki wiadomo, że nieraz będzie to bardziej skuteczne niż działania specjalnych jednostek uniwersytetu. W końcu twórca technologii jest najlepszym ekspertem w dziedzinie której dotyczy technologia, więc zna najczęściej również firmy z branży. Kolejny krok to podpisanie z potencjalnym kontrahentem umowy o zachowaniu poufności. Reguluje ona jak, gdzie i do jakich celów są używane udostępniane informacje, ogranicza swobodę rozporządzania nimi i ich komercyjnego wykorzystania. Po przeprowadzeniu negocjacji, jeśli druga strona podtrzymuje zainteresowanie transakcją, zaleca się spisanie najważniejszych ustalonych warunków (takich jak np. rodzaj i wysokość wynagrodzenia, zakres licencji). Będzie to podstawa do sporządzenia umowy i nie „umknie” nam co wynegocjowaliśmy. Kontrakt powinien zostać oceniony nie tylko przez prawnika (i to takiego, któremu nieobce są prawa własności intelektualnej), ale również księgowego, szczególnie jeśli postanowienia dotyczące sposobu wypłacania wynagrodzenia są skomplikowane.

Samo podpisanie umowy nie jest jeszcze wbrew pozorom końcem koniecznych działań. Musimy przecież zadbać o jej skuteczne wykonanie:

-        monitorowanie procesu wprowadzania wynalazku na rynek (szczególnie jeśli od tego są uzależnione kolejne raty wynagrodzenia),

-        pilnowanie terminów płatności oraz ich wysokości,

-        kontrolę upływu terminów obowiązywania umowy,

-        egzekwowanie należności i kar w razie naruszeń.

Zgodnie z regulaminem zarządzania własnością intelektualną obowiązującym w UJ, podział zysków z komercjalizacji między uczelnię, a twórców to proporcja „pół na pół”. Z autorami rozwiązania sprzedanego spółce Simcyp została podpisana umowa potwierdzająca, iż prawa majątkowe do pomysłu ma UJ i to ona oraz wspomniany regulamin były podstawą do wypłacenia im należnego, dodatkowego wynagrodzenia.

Wbrew pozorom niewiele uczelni odnosi sukcesy w transferze technologii. Jedną z nich jest niewątpliwie Uniwersytet Kalifornijski (UCLA) w Berkeley. Wśród wprowadzonych do użytku rozwiązań UCLA jest terapia przeciw złośliwemu nowotworowi skóry opracowana przez prof. Jamesa Allisona. Licencja wyłączna na będącą wynikiem badań technologię została sprzedana globalnemu potentatowi Bristol-Myers Squibb i już uzyskała niezbędne atesty w USA i Europie. Uczelnia i twórca  zarobili już 87 milionów dolarów, a do tego dojdą opłaty okresowe. Dzięki wpływom z tej licencji uczelnia wybudowała nowe laboratorium wykorzystywane przez studentów oraz unowocześniła centrum badań nad nowotworami. To w czym UCLA jest jednak najlepsza to wspieranie tworzenia spółek do wdrażania wyników badań. W ostatnich kilkunastu latach było ich niemal 150.

Nauka do spółki z biznesem

W Polsce wciąż bardzo rzadko powstają spółki, których celem jest komercjalizacja wyników badań prowadzonych przez naukowców pracujących w uczelniach. Wśród głównych przyczyn tego stanu rzeczy należy wymienić nieprecyzyjne uregulowania prawne (dopiero w 2011 roku określono w jaki sposób uniwersytety mogą obejmować udziały w takich spółkach), brak specjalistów, którzy zarządzaliby takimi firmami oraz łatwo dostępnego kapitału. Tym bardziej warto zwrócić uwagę na nieliczne wyjątki pokazujące, że to może się udać. Jednym z nich jest spółka Pharmena. Założyli ją w 2002 roku naukowcy związani z Politechniką Łódzką w oparciu o badania nad zastosowaniem soli pirydyniowych w leczeniu chorób skóry. Byli oni twórcami technologii i zaproponowali swoim macierzystym uczelniom zakup licencji wyłącznej. Metodę produkcji opracowali już sami. Ponieważ uznali, że brak im doświadczenia biznesowego (taka realistyczna ocena własnej wiedzy jest niezwykle ważna), zatrudnili w spółce profesjonalnego menedżera. Aby minimalizować koszty działalności firmy, która działała jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, zdecydowali się na outsourcing większości kosztownych działań: syntezy związków, produkcji, dostarczenia opakowań i logistyki (w spółce zatrudnione były jedynie 4 osoby). Wprowadzenie gotowego produktu na rynek wymagało jednak sporych nakładów, dlatego pozyskany został inwestor branżowy – Polska Grup Farmaceutyczna. To pozwoliło na przeskoczenie tzw. „doliny śmierci” (ang. death valley), czyli przyczyny upadku wielu innowacyjnych pomysłów, wynikającej z braku finansowania kolejnych etapów rozwoju technologii. W 2003 roku rozpoczęto sprzedaż pierwszego produktu (szampon Dermena), a następnie oferta została uzupełniona o inne dermokosmetyki. W 2005 roku utworzona została spółka zależna w USA, co pozwoliło wejść na ten ważny rynek. W 2012 roku przychody całej grupy Pharmena osiągnęły ponad 9 mln złotych.

Innym przykładem przedsięwzięcia innowacyjnego, jednak dużo luźniej związanego z uczelnią jest Medicalgorithmics – spółka powołana do komercjalizacji technologii „kieszonkowego EKG”. To aparat oparty na algorytmie opracowanym przez doktoranta  Politechniki Gdańskiej, umożliwiający monitoring pracy serca w czasie rzeczywistym oraz bezprzewodowe przesyłanie informacji do lekarza. Projekt był rozwijany w Akceleratorze Technologii Uniwersytetu Łódzkiego. Gdy stwierdzono, że pomysł ma znaczny potencjał, przygotowany został szczegółowy biznesplan, a do zespołu osób rozwijających technologie włączona została osoba z wykształceniem i doświadczeniem menedżerskim. Tworzonej spółce zaoferowano również program systematycznego doradztwa (mentoringu). Te działania umożliwiły szybkie pozyskanie pierwszego inwestora, który pozwolił dokończyć pracę nad prototypem i zacząć promować produkt. Kolejnym udziałowcem został „anioł biznesu”. Oprócz środków umożliwiających wejście na rynek amerykański (na którym Medicalgorithmics dokonała już pierwszych przejęć), ważną rolę odegrało wsparcie merytoryczne, które zapewniał każdy kolejny inwestor. Pokazuje to doskonale, że mimo, iż pieniądze są istotne przy większości spółek innowacyjnych, to czynnikiem decydującym o sukcesie jest oprócz pomysłu zespół doświadczonych specjalistów i kontakty w środowisku biznesowym.

Na dobry początek – badania zlecone

Często wstępem do komercjalizacji gotowych technologii są zlecenia badawcze. Jedną z polskich uczelni, która zdecydowała się na systemowe uregulowanie procesu wykonywania badań zamawianych był Uniwersytet Jagielloński. Za koordynację i obsługę wykonywania badań odpowiada centrum transferu technologii – CITTRU. Pracownik naukowy, do którego zwróci się zewnętrzna instytucja z propozycją zlecenia, powinien zgłosić się do CITTRU. Oferta w dziedzinie badań zleconych jest też promowana na targach i podczas spotkań biznesowych w kraju i zagranicą. Po ustaleniu warunków wykonania prac na rzecz firmy, negocjowana jest treść pisemnej umowy, chroniącej interesy uczelni i naukowców, uzyskiwana jest zgoda władz uczelni i podpisywane są niezbędne dokumenty. Każde zlecenie zawiera koszty pośrednie w wysokości 20% kosztów bezpośrednich. Część projektów to typowe badania naukowe, np. poznawanie mechanizmów działania potencjalnych leków lub badania szlaków, które mogłyby stać się w przyszłości celami terapeutycznymi. Skutkiem realizacji jednego ze zleceń dla dużej firmy farmaceutycznej było wprowadzenie potencjalnego leku przeciwcukrzycowego do prób klinicznych.

Dobrym przykładem tego jakie efekty może przynieść wykonywanie usług badawczych jest historia współpracy z polską firmą z branży optycznej zajmującą się produkcją płynu do soczewek kontaktowych. Chemicy z UJ wykonywali dla niej testy takiego płynu z dodatkiem materiału na bazie modyfikowanego nanokrystalicznego dwutlenku tytanu, przy użyciu własnej metody, zgłoszonej już wcześniej do ochrony patentowej. Zgodnie z postanowieniami umowy wynik prac pozostał w całości własnością uczelni, a to umożliwiło jego ochronę patentową. Wyniki testów były na tyle obiecujące, że firma zdecydowała się na dalsze rozmowy na temat zakupu licencji. To pokazuje, że prace zlecone często w naturalny sposób prowadzą do innych ścieżek komercjalizacji wiedzy naukowej.

Nie ma co ukrywać: historii sukcesów naukowców wprowadzających do powszechnego użytku rezultaty swojej pracy twórczej nie ma jak dotąd w Polsce zbyt wiele. W związku z tym każdy taki przykład ma zwielokrotnioną wartość. Pokazują one, że mimo licznych barier wdrażanie pomysłów polskich badaczy jest możliwe, więc warto próbować.

Bibliografia:

1. http://ipira.berkeley.edu/success-stories - więcej przykładów komercjalizacji technologii w UCLA

2. http://www.cittru.uj.edu.pl/aktualnosci/wiadomosci/-/journal_content/56_INSTANCE_DwN3/1587933/16450065  - więcej informacji o sprzedaży technologii ToxComp

3. http://www.pharmena.com.pl/

4. http://www.medicalgorithmics.pl/ 


 *  Autor jest prawnikiem, pracownikiem Centrum Innowacji, Transferu Technologii i Rozwoju Uniwersytetu (CITTRU) oraz doktorantem nauk o zarządzaniu na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.